piątek, 9 kwietnia 2010

KATYŃSKA ROCZNICA
  
Oglądając wzruszającą uroczystość ku czci polskich oficerów zamordowanych w Katyniu odżyły w mej pamięci wspomnienia okoliczności, w jakich mieszkańcy Lwowa dowiedzieli się o tej straszliwej zbrodni. Podali ją okupanci niemieccy w gazetach reżimowych. Relacje te były uwiarygodnione przez komisję Czerwonego Krzyża. Nikt nie miał wątpliwości, kto dokonał tej masakry. Tę pewność utwierdzały wydarzenia, jakie rozegrały się w więzieniu na ulicy Łąckiego. Tuż przed wycofaniem się Sowietów ze Lwowa po wybuchu wojny z Niemcami, NKWD wymordowało wszystkich przetrzymywanych tam więźniów politycznych. Obydwie te zbrodnie spowodowały szok, oburzenie i rozpacz Lwowiaków.
Zakładając ten blog przeszukiwałam internet w nadziei znalezienia przydatnych mi wiadomości i znalazłam ukraińską listę pomordowanych w 1940 roku oficerów. Na liście tej odkryłam nazwiska i tabliczki nagrobne dwóch bliskich mi ludzi. Jeden z nich to kapitan Stanisław Kański kuzyn mojego taty. Drugi, to ppłk Ludwik Klotzek, ojciec mojej przyjaciółki. Kańscy mieszkali w bloku mieszkaniowym na ulicy Jabłonowskich zajmowanym przez oficerów Wojska Polskiego. Po aresztowaniu męża żonie Staszka kazano opuścić mieszkanie. Ewa Kańska pochodziła z Czortkowa i miała tam rodzinę. Wkrótce wyjechała z dwiema nieletnimi córkami do swoich bliskich. Uratowało ją to od wywózki, gdyż Rosjanie rodziny aresztowanych wywozili na Sybir lub do Kazachstanu. Taki los spotkał rodzinę Ludwika Klotzka, jego żonę i dwójkę dzieci, Jurka i Jasię. Deportowani zostali do Semipałatyńska niespodziewanie, wczesnym rankiem, z bagażem tylko niezbędnych rzeczy. List Jasi o straszliwych warunkach ich bytowania przytaczam w jednym z postów tego blogu pt."Historie zwykłe i niezwykłe, ale zawsze prawdziwe" (Przeczucie). Pani Ewa Klotzkowa, żona pułkownika, delikatna kobieta, nie wytrzymała tych warunków, trosk, braku informacji o losie męża; pomimo licznych starań uzyskania ich, umarła wkrótce, nie dożywszy czterdziestego roku życia. Jurek i Jaśka jakoś dali sobie radę i wydostali się z Rosji z armią Andersa. Po wojnie mieszkali w Wielkiej Brytanii.
Rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami stwierdziłam, że mój mąż i ja mamy szczęście. Doczekaliśmy wolnej i demokratycznej Polski, choć w czasach naszej młodości wydawało się to niemożliwe. Świadomość tego faktu opromienia naszą starość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz