poniedziałek, 17 sierpnia 2015


Bajka o księciu niezłomnym

 
Był pewien książę. Nadał sobie przydomek "niezłomny". Wszedł na tron księstwa, sam zaskoczony tym faktem, przez przypadek. Niektórzy poddani twierdzili, że to był niefortunny wypadek. Aby przypodobać się swoim poddanym, książę obiecał  otworzyć skarbiec księstwa i rozdać im część złota. Zapomniał jednak, że klucze do skarbca (na szczęście)  nie są w jego ręku. Poddani musieli przeżyć rozczarowanie. Książę oczywiście winą za to obarczył strażników skarbca. Chciałem, ale nie umożliwili mi tego. Niech będą przeklęci. Książę uwielbiał celebracje, wielkie uroczystości i zbiegowiska. Wtedy urządzał przedstawienie. Głośno wykrzykiwał, podnosił pięści i groził nimi potężnym sąsiadom z jednej i drugiej strony księstwa. Zapomniał o tym , że jest księciem, a nie potężnym królem. Włada średniej wielkości księstwem po ciężkich przejściach, niezbyt majętnym, a nie bogatym królestwem. Zapomniał, że stosunki z innymi państwami ustalać powinny wysoko wykwalifikowane służby dyplomatyczne w sposób mądry, z korzyścią dla kraju. Przysłowiowy słoń w składzie porcelany do niczego się w tym nie przydaje. W przedstawieniach brał udział oczywiście sufler, który nie widoczny dla publiczności podpowiadał księciu co ma mówić i jak się zachowywać na scenie. Książę wypowiadał się tak jakby był przedstawicielem jednego plemienia, czy też klanu. Nie uświadomił sobie, że jego kraj nie jest wspólnotą plemienną, czy też klanową, lecz jest państwem prawa. Prawa, które musi być przestrzegane skrupulatnie przez wszystkich, bez żadnych wyjątków.  

czwartek, 6 sierpnia 2015


Czy straszenie diabłem jest aktualne?

Diabły w dawnych czasach nosiły ładne imiona. Był diabeł Rokita, diabeł Boruta, jeden nosił śliczne imię Smętek, inny straszył wszystkich imieniem Lucyfer. Bywało, że mieszkał na świeżym powietrzu w wierzbie rosochatej, ale nierzadko panoszył się w duszy człowieka czyniąc wielkie zło. Jego podobiznę świetnie oddawali wiejscy kolędnicy, gdy w grudniowy dzień chodzili "po kolędzie". Diabeł miał postać człowieka z rogami i ogonem. Z diabłem można było sobie pogadać, a nawet zawrzeć z nim układ. Już w XVI wieku pan Jan Twardowski, krakowski szlachcic i alchemik zawarł układ z diabłem. Przehandlował swoją duszę za dostęp do wiedzy i znajomości magii. Wolfgang Goethe, wielki poeta niemiecki stworzył postać doktora Fausta, który oddał duszę diabłu za powrót młodości. Te diabły można było tolerować. Gorzej było z diabłem, wcieleniem wszelkiego zła, którego obraz powstał bardzo dawno i przetrwał przez wieki. Tym złem była kobieta, gdyż popełniła wielki grzech zrywając owoc z zakazanego drzewa w rajskim ogrodzie. Ofiarami tej legendy stało się w XV, XVI i XVII wieku w Europie dziesiątki tysięcy kobiet, które spalono żywcem na stosie. Przypisywano im bowiem kontakty z diabłem. Był to czas ciemnoty i fanatyzmu. W innej, złagodzonej przez cywilizację współczesną formie, pogląd o "diabelskości" może się powtórzyć. Mam nadzieję, że to nie nastąpi.

 Piękna aria Mefista (diabła) z opery Charlesa Gounoda "Faust"