poniedziałek, 13 maja 2013

Sześciolatka w szkole

Poszłam do szkoły mając 6 lat. W tym czasie istniał podział na szkoły żeńskie i męskie. Miałam więc same koleżanki. W moich wspomnieniach jest to najpiękniejszy rok nauki. "Pani", osoba w średnim wieku, szybko zdobyła sobie serca dzieci. Stała się dla nas "drugą mamą" gotową zawsze przyjść z pomocą. Przy szkole było duże boisko, na którym w ciepłej porze odbywało się wiele zajęć. Nauka polegała głównie "na przemycaniu" kształcenia dzieci w trakcie zabawy. Liczenia i poznawania cyfr uczyłyśmy się przy znanej zabawie: "Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje, a miał ich wszystkich sto czterdzieści troje". Duży nacisk był położony na umuzykalnianie uczennic. Uczyłyśmy się wielu piosenek ludowych z różnych regionów Polski. Zdobyłam wtedy umiejętność tańczenia krakowiaka, a także tańca góralskiego przy akompaniamencie śpiewu samych dzieci. Piosenka "Zasiali górale owies", wykonana cieniutkimi głosikami, brzmiała w mych uszach pięknie. Po powrocie do domu często podśpiewywałam ją sobie. Drugą niezmiernie ważną osobą był ksiądz katecheta. Ten stary Bernardyn był obdarzony niezwykłym talentem narratorskim i zdolnościami pedagogicznymi. Opowiadał nam historie biblijne w sposób wręcz, (jak dziś to oceniam), poetycki. Najpierw rysował kredą na tablicy, zdawałoby się nie bacząc na wiek słuchaczek, mapę Palestyny, Egiptu, jezioro Genezaret, rzekę Jordan, Morze Czerwone i inne ważniejsze szczegóły topografii. Trudno zapewne w to uwierzyć, ale mnie, gdy mowa jest o Palestynie czy Egipcie staje przed oczyma nie mapa z atlasu, tylko ta, którą rysował mój katecheta na lekcji w pierwszej klasie. Moim zdaniem dzieci sześcioletnie nadają się do nauki w szkole. Mają w tym okresie życia chłonny umysł i dobrą pamięć. Ważne jest jednak, aby kształcili je  kompetentni i kochający dzieci nauczyciele. Mnie rozpoczęcie nauki w wieku sześciu lat dało bardzo wiele. Przede wszystkim zaczęłam bardzo wcześnie czytać książki dla dzieci. Nie było wtedy jeszcze pięknych wierszy Tuwima, czy Brzechwy. Dysponowałam jednak sporą pulą ciekawych opowieści. Prócz miłych wierszyków i baśni "O sierotce Marysi i krasnoludkach" Konopnickiej, czytałam mnóstwo książek Marii Buyno-Arctowej. Ich tytuły to między innymi: "Kocia mama i jej przygody", "Słoneczko", "Fifinka", "Figa", "Wieś szczęśliwa", "Nasza maleńka", "Zielony szaleniec".  Gdy moje dzieci były małe chciałam je kupić, ale nie było to możliwe. Maria Buyno Arctowa była żoną znanego wydawcy i księgarza Zygmunta Arcta. Prócz książeczek Buyno Arctowa wydawała świetne pisemka dla dzieci: "Moje Pisemko" i "Małe Pisemko". Obok "Płomyczka" były one moją ulubioną dziecięcą "prasą".Po wojnie władze komunistyczne zlikwidowały wielce zasłużone dla kultury polskiej wydawnictwo Arcta i skonfiskowały majątek ziemski będący własnością Marii Buyno Arctowej. Cenzura wprowadziła zakaz drukowania jej utworów, a wszystkie książki pisarki zostały wycofane z bibliotek. Dzieciom odebrano radość czytania tych uroczych opowieści.

środa, 8 maja 2013

Nie było zapowiedzianego "końca świata", powstał "nowy świat"

W zeszłym roku zapowiadano "koniec świata". Nie nastąpił, a w mojej rodzinie powstał właśnie "nowy świat". Urodził mi się prawnuk. Narodziny człowieka, to jak "wielki wybuch". Tego malutkiego przybysza czeka teraz wspaniała przygoda, jaką jest życie. Mam nadzieję, a właściwie jestem tego pewna, że będzie ono lepsze niż dzieje jego pradziadków. Prawdopodobnie będzie mieszkańcem przepięknego kontynentu – Europy. Wydaje się, że pamiętna tragizmu dwu ostatnich wojen , będzie ona obszarem pokoju. A to już wiele. Ludzie stopniowo uczą się chronić środowisko, szanować zwierzęta i rośliny. Przez to zachowują urodę naszej planety. Mój prawnuk ma szansę na twórcze życie, co jest gwarancją szczęścia. Zdobycie niezbędnego do tego wykształcenia nie jest dziś problemem. Postęp medycyny daje nadzieję na zdrowe i długie życie. Cały świat stoi teraz przed nim otworem. Łatwość przemieszczania się z jednego końca świata na drugi stwarza możliwość obejrzenia niezwykłych cudów przyrody, poznania ludzi innych ras i różnych kultur. Jestem pewna, że ten narodzony "nowy świat" będzie piękny, twórczy i pożyteczny.

niedziela, 5 maja 2013

Fanatyzm

Fanatyzm w każdej postaci niesie ze sobą zło. Fanatyzm religijny, czy też idei politycznej skutkuje tragediami niewinnych ludzi. Można by przytoczyć na to mnóstwo przykładów z historii świata. Na podłożu fanatyzmu rodzą się krwawe dyktatury. Mamy XXI wiek. Zdawałoby się, że rozwój oświaty zmniejszy niebezpieczeństwa płynące z fanatyzmu. Niestety tak nie jest. Zamach w Bostonie był skutkiem fanatyzmu religijnego. Niedawno przeżywaliśmy lęki wywołane groźbami Korei Północnej, państwa, które może być przykładem dyktatury powstałej z fanatyzmu idei politycznej. Czytam teraz bardzo ciekawą książkę pod tytułem "Długa droga do domu". Są to wspomnienia uciekiniera z północno-koreańskiego politycznego obozu karnego. Ta niezwykła opowieść, chwilami mrożąca krew w żyłach, spisana została przez Koreankę, mieszkającą w Stanach Zjednoczonych, Kim Suk Young, z nagrań jej rozmów z uciekinierem z Północnej Korei, Kim Yongiem. Narrator przedstawia życie swego narodu w tym zamkniętym, oddzielonym od reszty świata kraju. Opowiada o tragicznych dziejach swojej rodziny. W Korei Północnej o losie człowieka decyduje jego "właściwe" pochodzenie. Za rzekome "winy ojców", na przykład nielojalność wobec reżimu, odpowiadają nawet niemowlęta. Matka bohatera tego pamiętnika, chcąc uchronić go przed tragiczną przyszłością, oddała dziecko do sierocińca. Po pewnym czasie jednak władze dotarły do prawdy o jego pochodzeniu. Kim Yong znalazł się w obozie karnym. Okrucieństwo, z jakim traktowani są tam więźniowie, jest przerażające. Panujący głód prowadzi nawet do kanibalizmu. Narratorowi cudem udaje się w końcu uciec z Korei Północnej. Bardzo ciekawie opisuje tę dramatyczną ucieczkę.