poniedziałek, 28 lutego 2011

Czy zbliża się epoka lodowa?

Nawet słuchanie pięknej "Zimy" Vivaldiego nie usposabia dobrze do tegorocznej, mroźnej i długiej zimy. Gdzie jest to osławione ocieplenie klimatu? Na razie trwa niekończące się zimno. Wielu uczonych twierdzi, że zbliża się nowa epoka lodowa. Według nich wskazują na to pewne prawidłowości i zjawiska. Klimatem ziemi rządzą przede wszystkim regularne i naturalne cykle. Epoka lodowa wraca  co 23 tysiące lat. W międzyczasie pojawiają się małe epoki lodowe. Taka właśnie mała epoka lodowa miała miejsce w Europie między 1600 a 1850 rokiem. Znany z historii jest fakt stawiania karczm na zamarzniętym Bałtyku. Aktywność słońca ma ogromny wpływ na klimat. Ostatnio obserwuje się jej zmniejszenie. Ma to spowodować w latach 2012 – 2015 znaczne ochłodzenie. Wybuchy wulkanów wyrzucających olbrzymie ilości pyłów do atmosfery także wywołują oziębienie klimatu. A ostatnio obserwuje się zwiększoną aktywność wulkanów. Pamiętamy zeszłoroczny wybuch na Islandii, którego pyły sparaliżowały nawet na jakiś czas komunikację lotniczą. Ekstremalne temperatury zimą i latem mogą również świadczyć o zbliżającym się zlodowaceniu. Paradoksalnie, ocieplenie powodujące topnienie lodowców na przykład na Grenlandii, zapewne oziębi klimat. Może nastąpić zakłócenie kierunku prądów oceanicznych. I tak golfstrom, ciepły prąd ogrzewający obecnie Wyspy Brytyjskie, zmieni kierunek i ustanie jego ocieplające działanie. Czy nastąpi epoka lodowa, czy też nie, najważniejsze jest, żeby wreszcie przyszła ta upragniona wiosna. Na razie dla poprawy humoru posłuchamy "Wiosny" Vivaldiego.

   

czwartek, 24 lutego 2011

Zmierzch dyktatorów

To, co dzieje się w krajach północnej Afryki świadczy o dążeniu ich mieszkańców do wyzwolenia się spod panowania dyktatorów i ich skorumpowanych rządów. Każde obalenie dyktatora powinno cieszyć. W Egipcie i Tunezji przeszło to dość gładko. Niestety, w Libii okrutny Kadafi masakruje ludzi. Jakie rządy nastaną w tych krajach Afryki północnej – trudno przewidzieć. Miejmy nadzieję, że zaistnieje w nich jakaś forma demokracji (oczywiście taka, jaka w krajach muzułmańskich jest możliwa). Najważniejsze, aby nie skorzystali z zamieszania islamiści i nie wprowadzili swoich rządów. Byłoby to dla Europy bardzo niebezpieczne. Na kanwie wydarzeń mających teraz miejsce w północnej Afryce nasunęła mi się pewna refleksja. Często słyszę, że jakiś polski polityk ma tak zwaną charyzmę, a inny jej nie posiada. Chroń nas Panie Boże od charyzmatycznych przywódców! Mubarak, Kadafi, a dawniej Stalin i Hitler byli charyzmatycznymi przywódcami. Tacy ludzie z czasem stają się mniej lub bardziej groźnymi dyktatorami. Polsce nie są potrzebni  charyzmatyczni politycy. Ludzie, którym obywatele powierzą rządy i dadzą mandat na tworzenie prawa, winni być przede wszystkim kompetentni, wysoko wykształceni i etyczni. Moim zdaniem "charyzma" to wręcz brzydkie słowo.

sobota, 19 lutego 2011

 Jak robić cuda

Czytam teraz książkę, której akcja toczy się w około 500 roku naszej ery. Jest to historia zbrojnych zmagań Brytów z Sasami na Wyspach Brytyjskich. Występuje w niej legendarny król Artur. Prócz wojny z Sasami toczy się tam walka pogańskich Brytów z rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwem. Strażnikiem starych wierzeń jest legendarny czarodziej Merlin, tu przedstawiany jako druid. Jest on przekonany, że wiara pomoże pokonać Sasów. Pragnąc utwierdzić lud w tradycyjnych rytuałach organizuje wielkie zgromadzenia religijne, na których pojawiają się cudowne zjawiska. W czasie jednego z takich zebrań wielkiej rzeszy ludzi objawia się cud. Na przygotowaną uprzednio scenę wbiega lekko, zdawało się, że nie dotykając ziemi, młodziutka naga dziewczyna, nimfa lub bogini, świecąca w ciemności. Na zgromadzonych ludziach robi to ogromne wrażenie. Bohater książki przypadkowo odkrywa tajemnicę świecenia dziewczęcia. Merlin posłużył się w tym przypadku swoją wiedzą (druidzi byli najbardziej wykształconymi ludźmi wśród Brytów). Ciało dziewczynki zostało posmarowane śluzem mięczaków świecącym w ciemności. Wiara w cuda oraz ich tworzenie są tak stare, jak istnienie ludzkości i trwają do dziś.     

piątek, 18 lutego 2011

 Jeszcze o wirtualnych muzeach

Ostatnio odwiedzam często wirtualne muzea. Dziś przebywałam na Zamku w Pszczynie. W moim odczuciu polskie projekty internetowego zwiedzania, są nawet ciekawsze i bardziej wszechstronne niż te oferowane nam przez Google. Zarówno Muzeum Narodowe w Krakowie, jak i Zamek Pszczyński, ogląda się z wielką satysfakcją.
Dzieje Zamku Pszczyńskiego sięgają połowy XV i XVI wieku. Ostatnimi jego mieszkańcami byli Hans Heinrich XV, hrabia von Hochberg i jego angielska żona Daisy von Pless, de domo Cornwallis-West. Zamek w dziejach swego istnienia odwiedzany był przez różne koronowane głowy, a w latach 1914 – 1917 stanowił cesarską Główną Kwaterę. Po plebiscycie śląskim w roku 1922 Pszczynę włączono do Polski.
Muzeum zachowało około 80% historycznego, bogatego wyposażenia wnętrz z połowy XIX i XX wieku.
Warto przypomnieć pewien fakt z życia tego zamku. Otóż w latach 1704 – 1707 bywał w nim często jako nadworny kapelmistrz i organista wybitny barokowy kompozytor (przyjaciel J.B. Bacha i G. F. Haendla) G. P Telemann. Zainteresowany był muzyką polską. Elementy jej umieścił w swoich sonatach skrzypcowych oraz w suicie "Partie Polonaise". W Sali Lustrzanej Zamku, organizowane są co roku muzyczne koncerty pod nazwą "Wieczory u Telemanna".
Warto zwiedzić Zamek w Pszczynie przynajmniej wirtualnie.

czwartek, 17 lutego 2011

 Książka, najlepszy przyjaciel

W okresie mego dzieciństwa funkcjonowało powiedzenie, że książka jest najlepszym przyjacielem człowieka. Od najmłodszych lat towarzyszyła mi ona stale, aż do dziś. Czytanie nie tylko poszerza horyzonty i daje możliwość kształcenia się (czasem nawet mimowolnego), ale jest też źródłem wielkiej przyjemności. Dlatego ze zgrozą zareagowałam na informację, że 56% ludzi w Polsce nie przeczytało w tym roku ani jednej książki. Niektórzy twierdzą, że winę za to ponosi internet. Moim zdaniem jedno nie wyklucza drugiego. Internet może być źródłem krótkiej informacji poszerzającej treści zawarte w książce. Nic jednak, ani internet, ani telewizja czy radio, nie zastąpi książki. To, co tworzy wyobraźnia na tle tekstu autora, naznaczone jest fantazją i wrażliwością każdego czytelnika. Warto przypomnieć sobie przeżycia, jakie towarzyszyły nam przy czytaniu w dzieciństwie "Robinsona Crusoe" Daniela Defoe, czy "Trylogii" Sienkiewicza. Czytajmy książki, bo bawią, kształcą oraz odwracają myśl od smutków i trosk.

wtorek, 15 lutego 2011

 Refleksje po lekturze

Właśnie jestem po lekturze powieści historycznej. Jest to opowieść o burzliwych czasach panowania w Anglii królowej Marii I Tudor (katolickiej), poprzedniczki Elżbiety pierwszej. W historii tej występuje postać, która szczególnie mnie zainteresowała. Jest to John Dee, alchemik, matematyk. kartograf, podróżnik , teolog, okultysta. W późniejszym okresie, za panowania siostry Marii, Elżbiety drugiej, został jej nadwornym astrologiem i doradcą. Był to człowiek o przenikliwym umyśle i wszechstronnie, zgodnie oczywiście z duchem epoki, wykształcony. Studiował w wielu europejskich uniwersytetach, na przykład w Leuven, Brukseli czy Paryżu. Zainteresowało mię to, że w pewnym okresie przebywał na dworze polskiego króla Stefana Batorego. Został sprowadzony do Krakowa z Londynu przez polskiego alchemika, wojewodę sieradzkiego Olbrachta Łaskiego. Jak wszyscy alchemicy owego czasu miał on nadzieję, że za pomocą kamienia filozoficznego, którym zajmował się doktor Dee, da się uzyskać złoto. Stały za tym też pewne polityczne zamiary tego magnata, uznanego za intryganta i nikczemnika. Jednakże nie działalność i kontakty Johna Dee z Polską wzbudziły moją refleksję, lecz łatwość, z jaką ludzie przemieszczali się wtedy ( druga połowa XVI wieku ) po całej Europie. Pomyśleć, że po tak długim czasie, w dwudziestym stuleciu, na ponad pół wieku zabrano wielu Europejczykom możliwość podróżowania po tym nie tak znowu dużym kontynencie. Dobrze, że ograniczenie tej ważnej wolności zostało zniesione. Miejmy nadzieję, że raz na zawsze.

wtorek, 8 lutego 2011

 Pani na Hruszowej

Ostatnio wpadła mi w ręce książka Jadwigi Skirmunttówny  p.t. "Pani na Hruszowej". Jest to wspomnieniowa opowieść o polskiej pisarce Marii Rodziewiczównie. Niezależnie od tego, jak dziś oceniana jest wartość literacka jej utworów, ma ona ogromne zasługi w rozpowszechnieniu czytelnictwa w Polsce. Utwory Marii Rodziewiczówny trafiły bowiem "pod strzechy". Wiem, że cieszyły się one wielką popularnością wśród osadniczek z Kniażyny. Zapewne było tak w innych polskich wsiach i miasteczkach. Jako dziewczynka przeczytałam wiele książek Marii Rodziewiczówny. Nawet teraz warte lektury są: "Lato leśnych ludzi",  "Dewajtis" czy "Straszny dziadunio". W książce Jadwigi Skirmunttówny znalazłam wspomnienie o pułkowniku Adamie Nadachowskim, ojcu mego męża. Pułk strzelców poleskich im. Romualda Traugutta stacjonował w Kobryniu na Polesiu. Z inicjatywy Rodziewiczówny powstał w Horodcu pomnik tego syna ziemi kobryńskiej.  Pewnej jesieni , w  wigilię  Zaduszek odbył się pod tym pomnikiem na cmentarzu horodeckim "Apel umarłych". Cytuję teraz fragment relacji z tej uroczystości opisanej przez Skirmunttównę w jej książce: "Pułkownik Nadachowski miał śliczne, wstrząsające przemówienie o szczęściu służenia Polsce i o tym, że im, żołnierzom, dane jest największe szczęście, móc za Polskę zginąć. To, co mówił, potwierdził swoja bohaterską śmiercią, bo w 1939 roku pod Kutnem, kiedy wszyscy naokoło niego padli lub zostali wzięci do niewoli, on ostatni pełnił jeszcze służby przy swojej baterii i tam przy niej, za Polskę poległ." (Cytat ze stron101 i 102.)

poniedziałek, 7 lutego 2011

 17 muzeów świata

Od kilku dni można dzięki specjalnej technice zwiedzać wirtualnie 17 znanych muzeów świata. W jednym z moich grudniowych postów opisałam, jak wędrowałam w ten sposób po Muzeum Narodowym w Krakowie oglądając jego eksponaty. Jest to budujące, że technikę tę zastosowano tak wcześnie w Polsce. A teraz korzystając z tej niezwykłej możliwości obejrzałam wiele wspaniałych dzieł sztuki w różnych muzeach świata. A są to między innymi: Tate Britain w Londynie, Museo Reina Sofia w Madrycie, Van Gogh Museum w Amsterdamie, MoMA w Nowym Jorku, Wersal, Ermitaż w Petersburgu i inne. Projekt wirtualnych muzeów Google objął 486 artystów z całego świata. Dzięki technologii Street View można przemieszczać się po salach wybranego muzeum lub na przykład po wnętrzu Pałacu Wersalskiego. Można oglądać wspaniałe zdjęcia dzieł sztuki oraz uzyskać szczegółowe informacje o nich. Dzięki wysokiej rozdzielczości istnieje możliwość zapoznania się z najmniejszymi niuansami obrazów. Można je powiększać i obserwować sposób prowadzenia pędzla przez artystę. Tak szczegółowe oglądanie dzieła sztuki jest interesującym przeżyciem estetycznym. Nasuwa się też refleksja, że ten projekt przyspiesza demokratyzację dostępu rzesz ludzi do sztuki.

piątek, 4 lutego 2011

 Zaginiona lista sąsiada Schindlera

Dzięki filmowi Spielberga "Lista Schindlera" poznaliśmy historię ratowania Żydów przez tego przedsiębiorcę. Miejscem akcji był Kraków. Mało kto wie, że w tym mieście działał też inny człowiek, Polak, Józef Chmielewski, który w podobny sposób ratował ludzi przed niechybną śmiercią w nazistowskich obozach zagłady. Historię tę opisała siostrzenica tego dzielnego człowieka, pani Maria S. Młynarska w swojej książce p.t. "Zaginiona lista sąsiada Schindlera". Książka ta powinna być rozpowszechniona wśród młodzieży nie tylko polskiej, ale także izraelskiej i całego świata. My Polacy możemy być dumni z takich ludzi jak Józef Chmielewski.

http://www.google.pl/search?client=firefox-a&rls=org.mozilla%3Apl%3Aofficial&channel=s&hl=pl&source=hp&biw=1024&bih=578&q=maria+s+m%C5%82ynarska&btnG=Szukaj+w+Google