środa, 31 października 2012

Wschodnia bajka

 Daleko stąd żyje pewien król. Ten władca wielkiego kraju mieszka we wspaniałym pałacu, w ogromnym mieście. Największym jego pragnieniem było zawsze podporządkowanie sobie innych krajów. Te dążenia są zgodne z tradycją jego wielkiego kraju. Król ciągle przemyśliwuje, jak doprowadzić do tego, żeby decydować o losach całego świata. Ten jednak, ku niezadowoleniu władcy, zmienia się i coraz trudniej jest dominować nad innymi. Szczególnie krnąbrym był zawsze i jest sąsiad z zachodu. Nie tak dawno urzędnicy tego zachodniego kraju padali na twarz przed każdym właścicielem  wspaniałego pałacu. Dziś jednak nie chcą mu się podporządkować. Nie podoba to się królowi. Władca ma jednak szczęście. W kraju przy zachodniej granicy żyje bowiem dziwny lud. Zamiast cieszyć się odzyskaną wolnością, wprowadzać niezbędne reformy potrzebne mieszkańcom, ciągle karmiony jest idiotycznymi wiadomościami doprowadzającymi do niekończących się kłótni. Obrzucanie się wyzwiskami, kretyńskie oskarżenia, wypowiedzi świadczące o chorobie umysłowej niektórych przywódców – to codzienność oszołomionych mieszkańców tego kraju. Władca wielkiego państwa zaciera ręce. Nie muszę się martwić, myśli. Ludzie w tym wstrętnym kraju sami zniszczą się wzajemnie, pociągając swoją ojczyznę w przepaść.

niedziela, 28 października 2012

Czerwień, złoto i biel

Jeszcze nie opadły liście, jeszcze kwitną jesienne kwiaty, a tu niespodziewanie spadł śnieg. Dzieci się cieszą, właściciele samochodów martwią, że nie zdążyli zmienić opon z letnich na zimowe, drogowcy zachodzą w głowę, jak uporać się z tym nowym kłopotem, a ja patrzę przez okno i podziwiam piękny widok. Jeszcze kilka dni temu było ciepło, nawet latały motyle. Mam nadzieję, że znalazły schronienie na zimę. W dzieciństwie miałam jednej zimy pawika, który schronił się u nas w domu. Przezimował siedząc w zacisznym kąciku przy drzwiach do ogrodu. Niektórzy ludzie tęsknią za klimatem krajów południowych. Ja zaś uważam, że zmienność naszej pogody daje wiele estetycznych wrażeń. Każda pora roku ma swój urok.  








 

środa, 24 października 2012

Winy ojców

Właśnie skończyłam czytać książkę pod tytułem "Kraj mojego ojca". Napisała ją niemiecka dziennikarka Wibke Bruhns. Jest to saga rodzinna rozpoczynająca się na przełomie XV i XVI wieku, a kończąca w 1944 roku. Autorka jest córką majora Abwehry straconego 26 sierpnia 1944 roku za zdradę stanu. 20 lipca 1944 roku miał miejsce nieudany zamach na Hitlera w jego kwaterze, "Wilczym Szańcu", w Prusach Wschodnich. W spisku uczestniczyła grupa oficerów Wehrmachtu. Ojciec autorki został skazany i powieszony za to, że choć sam nie należał do spiskowców, nie zadenuncjował ich, choć wiedział o planie zamachu (jeden ze spiskowców był jego zięciem). Na chwilę wrócę do własnych wspomnień z tego czasu. Przed wojną nasz ogród we Lwowie graniczył z ogrodem pewnego niemieckiego małżeństwa. Ich syn był w wieku moich dwóch braci - Stefana i Wojtka. Jako najbliższy sąsiad, Gucio uczestniczył we wszystkich zabawach, jakie odbywały się na naszym ogrodowym "boisku". A były to mecze piłki nożnej, najrozmaitsze zawody sportowe i różne gry. W zimie wszystkie dzieci z Górki Jacka zjeżdżały na nartach z pobliskich wzgórz. Zawsze uczestniczył w tych śnieżnych szaleństwach także nasz niemiecki sąsiad. W 1944 roku, gdy front zbliżał się do Lwowa, co odczuwalne było przez nasilające się bombardowania miasta przez sowieckie samoloty, zjawił się w naszym domu niespodziewany gość. Był to Gucio w mundurze oficera Wehrmachtu. Przyjęty został przez moich braci chłodno. Wszak ten towarzysz młodzieńczych rozrywek był teraz uczestnikiem wrogich Polsce działań. Zapamiętałam sobie znamienne zdanie z relacji Stefana z tej wizyty. Gucio, który przyjechał z frontu pod Tarnopolem, powiedział: Niemcy przegrywają wojnę. Zwątpienie w zwycięstwo było zatem w tym czasie częste wśród oficerów Wehrmachtu. Te nastroje w armii niemieckiej owocowały planami zgładzenia Hitlera. Celem miało być odwrócenie biegu historii. Odwiedziny Gucia opisuję dokładnie we wpisie p.t. "Pod okupacją niemiecką" z dnia 29 III 2010 r. w rozdziale "Gdzie są chłopcy z tamtych lat".
Podczas czytania książki Wibke Bruhns zwrócił moją uwagę psychologiczny aspekt tej opowieści. Autorka miała zaledwie 6 lat, gdy skończyła się wojna. Była najmłodszą z pięciorga rodzeństwa. Nie mogła wiele wiedzieć o swym ojcu z własnego doświadczenia. Pisząc książkę poddawana była sprzecznym uczuciom. Z jednej strony miłość do ojca, a z drugiej potępienie jego czynów. Nie mogła pojąć  dlaczego jej rodzice z entuzjazmem przyjęli zbrodniczą ideologię nazistów. Oboje byli członkami partii. Uwielbiali Hitlera i aprobowali wszystkie jego poczynania. Akceptowali obozy koncentracyjne, mordowanie Żydów, okrucieństwa wobec ludności na okupowanych terenach. Przez pewien czas ojciec autorki był członkiem SS. Swoją "sagę" pisarka wywiodła opierając się na dokumentach rodzinnych, licznych listach i fotografiach. Dzieje tego kupieckiego rodu przedstawia na tle historii Niemiec i ogólnie Europy. W wielu fragmentach opowieści daje autorka historyczne i psychologiczne wytłumaczenie zjawiska zauroczenia prawie całego narodu niemieckiego postacią Hitlera. Jeszcze przed pierwszą wojną światową niemieccy ojcowie organizowali dla rozrywki swoim małym synkom "gry wojenne". Kilkuletnich chłopców uczono rzymskiej maksymy: "Dulce et decorum est pro patria mori" co znaczy " słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę". Takie wychowanie musiało przynieść efekty. Pisarka wnikliwie analizuje przyczyny aprobaty hitleryzmu przez społeczeństwo niemieckie przedstawiając sytuację gospodarczą, stosunki społeczne i ogólną frustrację Niemców po klęsce w pierwszej wojnie światowej. 
Dzieci nie ponoszą winy za zbrodnie swoich ojców, ale dobrze jest, gdy wyrażają potępienie dla ich barbarzyńskich czynów. Daje to nadzieję, że podobne niegodziwości nigdy już się nie powtórzą.

.  

niedziela, 14 października 2012

Podniebni podróżnicy

Koniec września i początek października to okres pięknego zjawiska w przyrodzie. Mam na myśli tak zwane "babie lato". Można wtedy zaobserwować leżące na roślinach lub unoszące się w powietrzu strzępy białych, gęstych pajęczyn, przypominających bawełnę, z której dawnymi czasy kobiety siedząc przy kołowrotkach przędły nici. Stąd pewnie nazwa. Pajęczyny te tworzą młode pajączki z wielu rodzin. Przy pięknej, acz wietrznej pogodzie, pajączki przyczepione do pajęczynki porywane są przez wiatr i unoszone na duże odległości od miejsca ich urodzenia. Podróż odbywa się na wysokości około 2000m. Wędrują przeważnie samice. Po pewnym czasie pajączki w locie zwijają nici pajęcze w kulkę i opuszczają się na niej na ziemię, jak na spadochronie. Wtedy opuszczają swoją "lotnię" i rozpoczynają wędrówkę w poszukiwaniu schronienia na zimę. A pajęczynkami zajmuje się wiatr. Rozwleka je po krzakach, płotach, zawiesza na gałęziach drzew, dając to piękne zjawisko, jakim jest "babie lato". 

sobota, 13 października 2012

Pamiętam

Pamiętam czas wojny i dlatego uważam za słuszną decyzję o przyznaniu Pokojowej Nagrody Nobla Unii Europejskiej. Europejczycy od wieków byli nękani wojnami. Między różnymi narodami Europy istniała wrogość nie do przezwyciężenia. Wybuchały wyniszczające konflikty zbrojne. Między pierwszą, a drugą wojną światową upłynęło zaledwie 20 lat. Cierpienia ludzi, jakie wojny te spowodowały, są ogromne. Idea Zjednoczonej Europy opiera się na braterstwie narodów, a nie na wrogości. Ta zasada zaowocowała kilkudziesięcioma latami pokoju na naszym kontynencie. Pomimo niedoskonałości Unii Europejskiej, która z wieloma problemami nie umiała i dalej nie potrafi sobie poradzić, jest to organizacja starająca się zapewnić krajom europejskim pokojowy rozwój. A pokój, to wartość nie do przecenienia.  


wtorek, 9 października 2012

Życie zaczyna się po sześćdziesiątce

"Życie zaczyna się po sześćdziesiątce" - to tytuł książki francuskiego pisarza, Bernarda Olliviera. Nie ma w niej rad, jak w tym okresie życia należy się odżywiać, ani jakie stosować ćwiczenia gimnastyczne, czy też poprawiać sobie humor. Autor tej pogodnej, ciekawej i optymistycznej opowieści przedstawia nam swój, pomyślnie zrealizowany pomysł na życie po przejściu na emeryturę. Znalazłszy się w swym, opustoszałym po śmierci ukochanej żony i odejściu dorosłych dzieci, paryskim mieszkaniu zaczął zastanawiać się, jak wypełnić wolny czas, którym w nowej sytuacji dysponował. Postanowił spożytkować go na piesze wędrówki. Najpierw dla sprawdzenia swoich możliwości w tym zakresie odbył, jak średniowieczny pątnik, pielgrzymkę z Paryża do Santiago de Compostela. Przekonawszy się, jak wspaniałe przeżycia dostarcza taka wędrówka przez piękne rejony, połączona ze spotykaniem na tej drodze ciekawych ludzi, zaplanował i zrealizował wielką pieszą wyprawę Jedwabnym Szlakiem. Odbył ją etapami na przestrzeni kilku lat. Jedwabny Szlak to powstała w II wieku przed naszą erą droga handlowa łącząca północne Chiny z rejonem śródziemnomorskim. Z Chin przewożono tą drogą jedwab, papier, żelazo, a w odwrotną stronę transportowano złoto, rośliny uprawne, pachnidła, biżuterię. Istniało kilka wariantów dróg Jedwabnego Szlaku. Szlak główny, północny, długości okolo12000 km. prowadził z miasta Xi'an, dawnej stolicy Chin, wzdłuż Tienszanu, skrajem pustyni Takla Makan do Kaszgaru. W jednym wariancie obejmował on Taszkent, Samarkandę, Bucharę. Z Kaszgaru prowadziło wiele dróg w rejon Morza Śródziemnego. W XVII wieku naszej ery znaczenie tego traktu handlowego znacząco zmalało wskutek wykrycia drogi morskiej z Europy do Chin. Bernard Ollivier rozpoczął swą wędrówkę w Istambule zmierzając do miasta Xi'an w Chinach. Owocem tej fascynującej wyprawy jest trylogia p.t. "Długi marsz". Zawarł w niej autor swoje przeżycia i przemyślenia. Książki te przyniosły Ollivierowi znaczny dochód, dzięki któremu pisarz mógł zrealizować swój najważniejszy plan życiowy. Założył mianowicie stowarzyszenie pod nazwą "Seuil" (próg). Celem tej organizacji jest resocjalizacja młodocianych przestępców przez odbywanie z nimi długich, pieszych wędrówek. Metoda ta w wielu wypadkach okazała się skuteczna.
Książkę "Życie zaczyna się po sześćdziesiątce" warto przeczytać nie tylko będąc już "po sześćdziesiątce".

środa, 3 października 2012

Nienawidzę, więc jestem

"Cogito, ergo sum", po polsku znaczy "myślę, więc jestem". To słynne powiedzenie Kartezjusza, francuskiego filozofa, matematyka i fizyka (1596 – 1650),może być zastąpione teraz przez niektórych naszych polityków zwrotem "odi, ergo sum", to znaczy "nienawidzę, więc jestem". Ci osobnicy istnieją w polityce tylko dzięki nienawistnym hasłom, które wygłaszają i pomimo groteskowości mogą być niebezpieczni. Znamy z przeszłości takich panów (wąsik, ach ten wąsik), czy też słoneczko ludzkości, najznakomitszego na świecie językoznawcę. Oni za narzędzie swej popularności przyjęli nienawiść. Wiadomo z psychologii, że dla ludzi sfrustrowanych, borykających się z trudnościami życiowymi,  nienawiść jest uczuciem przyjemnym. Wiedzą o tym ci zręczni manipulatorzy. Wspomniany wyżej "zbawca ludzkości" przemawiał do tłumów operując nienawiścią do pomieszczyków, kułaków i przeciwników politycznych. A tłum wrzeszczał: Stalin! Stalin! Stalin! Stalin!!! Nienawiść jest uczuciem bardzo destrukcyjnym i nie może przynieść żadnych efektów pozytywnych. Z jej pomocą nie rozwiąże się ważnych problemów naszego kraju. Przyczyni się ona jedynie do skłócenia obywateli. Niegdyś istniało pojęcie "burzy mózgów". Wierzę w mądrość Polaków. Wierzę w to, że jest przewaga ludzi stosujących zasadę "cogito, ergo sum" Gdy oni wysilą swoje umysły , to z tej "burzy mózgów" wyłoni się sensowny plan przezwyciężenia kłopotów, jakie mogą czekać w najbliższym czasie nasz kraj.