niedziela, 27 marca 2011

Tytułomania

Czasem słucham dyskusji w telewizji lub radio prowadzonych przez naszych polityków. Obdarzają się oni w czasie tych rozmów tytułami, które często im już nie przysługują. Były premier, a nawet były wicepremier ciągle nazywani są premierami. To samo dotyczy byłych marszałków sejmu i byłych ministrów. W związku z tą obserwacją przypomniało mi się zabawne zdarzenie z młodości. Kilka wakacji spędzaliśmy w towarzystwie mego brata Stefana i jego rodziny w pewnej podtatrzańskiej miejscowości. Naszym sąsiadem i stałym uczestnikiem wspólnych wycieczek w Tatry był przyjaciel Stefana, profesor Politechniki Wrocławskiej. Obaj panowie mieli zwyczaj w trakcie swoich interesujących i dowcipnych rozmów, (zapewne w intencji ośmieszania tytułomanii), obdarzać  siebie zabawnymi tytułami, jak: panie radco, ekscelencjo, wasza magnificencjo i podobnymi. W tej miejscowości wydawały dla letników obiady przemiłe siostry zakonne. Korzystaliśmy z tego ciesząc się, że sami nie musimy przygotowywać tego posiłku. Pewnego razu mój brat, w rozmowie przy stole, zwracając się do swego przyjaciela, użył nieopatrznie zwrotu "proszę księdza". Obaj panowie stosowali go czasem żartobliwie pośród licznych innych tytułów. Usłyszawszy to zakonnica, nalewająca akurat zupę do talerzy, nachyliła się do mnie z zapytaniem: "czy to naprawdę jest ksiądz?". Przyznam się, że jak to się mówi, "zapomniałam języka w gębie". Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Tymczasem sympatyczna siostrzyczka zdążyła wlać dodatkową chochlę zupy do talerza mojego sąsiada, któremu absolutnie nie przysługiwało odnoszenie się do niego per "proszę księdza", najwyżej "panie profesorze". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz