czwartek, 2 grudnia 2010


 WAKACYJNE SPOTKANIE Z HISTORIĄ

Kilka wakacji spędziliśmy z moim bratem Stefanem, jego żoną Kazią i ich córką Joasią. W roku 1968 wędrowaliśmy razem dwoma samochodami, naszą Octavią i Stefana "honoratką" czyli Syrenką kupioną na kredyt. Swoje auto nazwał Stefan w ten humorystyczny sposób, bo posiadanie samochodu uchodziło w tych czasach za honor, a raty trzeba było spłacać, stąd ,,honoratka". Podróżowaliśmy po zachodnim pojezierzu i zajechaliśmy w końcu nad jezioro Bisyń. Znaleźliśmy śliczną polankę nad samym brzegiem i rozbiliśmy namioty. Jezioro miało niezwykle czystą, wręcz krystaliczną wodę, co sprzyjało częstym kąpielom w upalne dni. Miejsce uznane zostało za doskonałe i chcieliśmy zostać tam jak najdłużej. Jezioro miało kształt grubego zakrzywionego rogala i jedna jego odnoga była z biwaku niewidoczna. Woziliśmy ze sobą nadmuchiwany kajak i korciło nas, aby przekonać się, co wyłoni się za zakrętem. Któregoś dnia wsiadłam więc  z Adasiem do kajaku i popłynęliśmy w tamtym kierunku. Gdy zaczęliśmy skręcać, ku naszemu zdumieniu po przeciwnej stronie brzegu, na szczęście w znacznej odległości, ujrzeliśmy przedziwną budowlę, przypominającą znaną nam z telewizji wyrzutnię statków kosmicznych. Natychmiast zrezygnowaliśmy z kontynuowania wycieczki i zawróciliśmy do obozu. Wynikła obawa, że znajdujemy się na terenie wojskowym. Po naradzie zapadła decyzja, że mimo wszystko pozostaniemy na tej polance, gdyż nie byliśmy widoczni z miejsca wyrzutni. Jeszcze tej nocy obudziły nas silne huki, jakby wybuchy. Równocześnie nad naszymi głowami co chwila przelatywały samoloty odrzutowe. Gdy następnej nocy ryk ich silników nie ustał, postanowiliśmy opuścić to piękne miejsce. Po wyjeździe z lasu na drogę zauważyliśmy dużą ilość pojazdów wojskowych i czołgów. Z wielkim trudem i powoli przemieszczaliśmy się dalej. Zmęczenie tym wszystkim zmusiło nas do zatrzymania się nad pierwszym napotkanym jeziorem i tam przenocowaliśmy. Stefan miał zwyczaj wczesnym rankiem, kiedy prawie wszyscy jeszcze spali, popływać kajakiem. Zabierał ze sobą małe radio tranzystorowe, aby posłuchać wiadomości. Tego ranka, gdy w obozie była już krzątanina, jeszcze przy brzegu, zawołał do nas: w Czechosłowacji jest interwencja. Wojska Układu Warszawskiego, w skład których wchodziła armia polska, wkroczyły do Czechoslowacji, aby zatrzymać i cofnąć reformy demokratyczne przeprowadzane w tym kraju. I tak staliśmy się niemal świadkami naocznymi i "nausznymi" tego historycznego wydarzenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz