niedziela, 9 maja 2010

 Dzień zwycięstwa?

Pamiętam ten dzień przeżywany przez nas we Lwowie. Sowieckie władze miasta wyrażały swoją radość długo trwającymi fajerwerkami. Nas Lwowiaków napawało to smutkiem. Pokonanie Niemców dawało oczywiście satysfakcję. Odtąd nie było już zagrożenia utratą życia - od spadających bomb lub rozpryskujących się szrapneli. Przynajmniej tyle. Myśmy jednak płakali. Zajęcie całej Polski przez zwycięską armię sowiecką nie dawało nadziei na odzyskanie Lwowa. Wkrótce decyzje trzech ponurych panów w Jałcie odebrały nam resztki złudzeń. Ja i moi czterej bracia urodziliśmy się we Lwowie. Życie moich rodziców i moich dziadków Hauserów ściśle wiązało się z tym miastem. Mój ojciec urodził się w Stanisławowie, mama w Żółkwi. Rodzice mego męża urodzili się w Stanisławowie. Przodkowie naszych rodzin od wieków żyli na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej. Pokolenia Polaków przyczyniły się do tego, że Lwów, a także Wilno, stały się ośrodkami nauki, kultury, sztuki. Wspaniałe zabytki architektury, również w innych miastach Kresów Wschodnich, świadczą o ogromnym wkładzie inwencji i pracy pokoleń Polaków na tych ziemiach. Zdając sobie z tego sprawę, czuliśmy się ograbieni. Dlatego dzień zwycięstwa był dla nas w dużej mierze dniem klęski. 

1 komentarz:

  1. Rosjanie rzekomo przynieśli Polsce wolność. Tyle że wolnością nie mogli dzielić się Ci którzy sami jej nie posiadali.

    OdpowiedzUsuń