Pusty fotel
W pokoju stoi 
pusty fotel. Siedział w nim często dobry i mądry człowiek. Dysponował wielką 
wiedzą fachową i ogólną. Już nie można uzyskać od Niego różnych ciekawych 
wiadomości z zakresu historii, geografii, biologii, językoznawstwa i innych 
dziedzin. Nie zaśpiewa nam już żartobliwych piosenek w różnych językach. Często 
odczuwam potrzebę podzielenia się z Nim swoimi myślami, zaproszenia Go do 
wspólnego słuchania utworów muzyki klasycznej, którą tak lubił. Ale fotel jest 
pusty.
Mój mąż, 
Franciszek Nadachowski, bo o nim tu mowa, żył długo, cieszył się zawsze dobrym 
zdrowiem i wykorzystał w pełni talenty, jakimi obdarzyła go natura. Do końca 
pracował naukowo. Dwa dni przed zachorowaniem był na uczelni. Jako wielki 
miłośnik przyrody w przeddzień zasłabnięcia odbył jeszcze swój codzienny długi 
spacer po lesie. Często mówił mi, że jest szczęśliwy.
Będąc 
szesnastoletnim chłopcem stracił ojca, pułkownika Adama Nadachowskiego, który 
poległ w 1939 roku w bitwie pod Przyłękiem. Po wkroczeniu Sowietów na ziemie 
polskie mój mąż musiał w pośpiechu opuścić Kobryń na Polesiu, gdzie Jego ojciec 
był dowódcą pułku. Dzielna i mądra matka Franka, Zofia Nadachowska zadecydowała, 
że z synem i córką Ireną uciekną ze swego mieszkania. Uratowało ich to przed 
wywozem na wschód. Cały dorobek rodziny oczywiście przepadł. Okres wojny spędził 
Franek we Lwowie. Podczas okupacji niemieckiej służył w AK jako żołnierz 14 
Pułku Ułanów. Wychowany w patriotycznej rodzinie przeżywał ciężko klęski 
narodowe. Dlatego też odzyskanie przez Polskę niepodległości było dla Niego 
źródłem nieustannej radości. 
Człowiek nie 
umiera, póki istnieje pamięć o nim. Zachowają ją Jego dobre i mądre dzieci, a 
także zdolne i urodziwe wnuki. Mam nadzieję, że przekażą tę pamięć dalszym 
pokoleniom.
 
 
